Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010
    Dnia 28 marca 2012 r. w Parlamencie Europejskim odbyło się wysłuchanie publiczne ws. katastrofy smoleńskiej, zorganizowane przez Europejską Frakcję Konserwatystów i Reformatorów, Ryszarda Legutko wiceprzewodniczącego Grupy EKR, Tomasza Porębę wiceprzewodniczącego delegacji PiS w PE, Ryszarda Czarneckiego wspólnie z Stowarzyszeniem Rodzin Katyń 2010. W wysłuchaniu licznie wzięli udział członkowie rodzin ofiar, europarlamentarzyści, naukowcy, a także przedstawiciele ambasad i Polonii. Podczas wysłuchania publicznego zostały zaprezentowane ostatnie wyniki prac zespołu parlamentarnego d.s zbadania przyczyn katastrofy, ukazujące nowe dowody, dotyczące tragedii smoleńskiej.

    Komunikat: http://ecrgroup.eu/pl/?p=5218



    Amerykańscy i polscy eksperci sejmowego zespołu Antoniego Macierewicza zrekonstruowali przebieg ostatnich sekund lotu maszyny na pokładzie, której zginęło 96 Polaków, w tym para prezydencka i najwyżsi dowódcy Polskiej Armii.

    Na wysłuchanie publicznym przedstawiono wyniki równoległych badań amerykańskich i polskich ekspertów dotyczących katastrofy smoleńskiej. W USA wiodącą rolę odegrali prof. Wiesław Binienda i dr Kazimierz Nowaczyk, w Polsce – grupa fizyków, którzy na razie wolą nie ujawniać swoich nazwisk. Wnioski, do jakich, niezależnie od siebie, doszli naukowcy z Polski i Stanów Zjednoczonych, są zbieżne. Z prezentacji, będącej syntezą ustaleń uczonych, wyłania się całkowicie inny obraz wydarzeń niż ten, zaprezentowany przez rosyjski MAK i komisję Jerzego Millera. Badania ekspertów podważają przyjętą przez te komisje wersję przyczyn katastrofy mówiącą, że Tu-154 miał zaczepić o brzozę, stracić w wyniku tego fragment lewego skrzydła, po czym obrócić się o 180 st. i spaść na ziemię.

    Z analizy danych pochodzących z systemu TAWS i komputera pokładowego (wysokości lotu samolotu w ustalonych momentach i położeniach geograficznych) oraz parametrów lotu zamieszczonych w raportach rosyjskiego MAK i komisji J. Millera (przeciążeń i kątów określających stopień przechylenia i pochylenia samolotu) wynika, że:

    1. Kontakt samolotu z brzozą przy bliższej radiolatarni i z brzozą, która miała odciąć fragment skrzydła, w ogóle nie nastąpił. Tu-154 przeleciał bowiem ok. 14 m nad tymi drzewami.

    2. Samolot stracił część skrzydła 69 m za brzozą, na wysokości 26 m nad ziemią. Eksperci udowodnili, że element ten nie mógł urwać się na brzozie i znaleźć się 111 m (!) od niej (tak twierdzili specjaliści z Rosji i z komisji Millera), gdyż według symulacji komputerowej po takim zderzeniu upadłby na ziemię w odległości 10–12 m od drzewa.

    3. Nawet gdyby Tu-154 zaczepił o wspomnianą brzozę, nie straciłby w wyniku tego zderzenia fragmentu skrzydła. Udowodnia to symulacja komputerowa dokonana przez prof. Biniendę przy użyciu specjalistycznego programu LsDyna3D. Aby przekonać sceptyków, prof. Binienda przeprowadził eksperyment kilkakrotnie, zawyżając niektóre parametry ponad stan faktyczny (gęstość drewna brzozy, średnicę drzewa itd.)

    4. Równocześnie z momentem utraty fragmentu skrzydła (co nastąpiło, jeszcze raz podkreślmy, na wysokości 26 m nad ziemią) maszyną zachwiały dwa duże wstrząsy, odnotowane przez skrzynkę ATM (rejestratora parametrów lotu). Właśnie wtedy doszło do zmiany kursu samolotu.

    5. Dwie sekundy później, gdy Tu-154 był ok. 15 m nad ziemią, samolot utracił zasilanie i przestał działać komputer pokładowy, a jego dane zostały zamrożone. To odczyt tychże danych, dokonany przez amerykańskiego producenta urządzenia, jest źródłem prezentowanej przez prof. Biniendę i Nowaczyka analizy. Maszyna znajdowała się wówczas ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z ziemią.

    Wnioski wynikające z badań, opartych na obiektywnych danych i przy użyciu fachowego oprogramowania używanego między innymi przy poszukiwaniach przyczyn katastrof promów kosmicznych, przeprowadzonych w USA przez obu uczonych, powodują, że znaczenie przygotowanej przez nich prezentacji jest ogromne.

    – Waga tej prezentacji polega także na tym, że dwa różne zespoły, polski i amerykański, badając, według różnych metodologii, dwa inne fragmenty tego samego lotu, jedni – trajektorię, drudzy – oderwanie skrzydła, doszli do tych samych wniosków. Ustalili m.in., że samolot leciał na wysokości, na której nie mógł zetknąć się z brzozą, a skrzydło utracił na wysokości 26 m nad ziemią. Ponieważ jest to analiza naukowa, uzyskanym wynikom wyznaczono granice tolerancji. I tak, gdy prof. Binienda mówi o tym, że skrzydło oderwało się od samolotu 69 m za miejscem, gdzie rośnie brzoza, to należy przyjąć, że mogło to być kilka metrów wcześniej lub kilka metrów dalej. „Nasza prezentacja dokładnie odzwierciedla zapis zachowania się samolotu pozostawiony w rejestratorach parametrów lotu i w systemie TAWS oraz FMS (komputera pokładowego) i ostatecznie podważa całkowicie tezę o odwróceniu się samolotu i utraty fragmentu skrzydła po uderzeniu w brzozę” – mówi Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu ds. katastrofy smoleńskiej.

    Poseł PiS zwraca szczególną uwagę na odnotowane w skrzynce ATM dwa wstrząsy, pokrywające się w czasie z oderwaniem się skrzydła i ze zmianą kursu samolotu, a poprzedzające przerwanie pracy komputera pokładowego.

    – „Chociaż powód tych gwałtownych wstrząsów nie jest znany, jedno jest pewne: nie ma żadnej naturalnej przyczyny, która mogłaby do nich doprowadzić, tak samo jak nie ma żadnej naturalnej przyczyny utraty przez samolot fragmentu skrzydła na wysokości 26 m nad ziemią” – mówi Antoni Macierewicz. Trzeba zresztą przypomnieć, że prokuratura stwierdziła publicznie, w dniu 26 lipca 2011r., że samolot utracił zasilanie energetyczne na wysokości 15–17 m nad ziemią.

    Ostatnie prace przedstawione przez Zespół Parlamentarny pokazują, co naprawdę zdarzyło się w Smoleńsku. Kapitan Protasiuk sprowadzał samolot jedynie do momentu, w którym mógł podjąć bezpieczną decyzję o „odejściu w automacie”, zgodnie z przyjętymi procedurami. Takie odejście rozpoczął, co odzwierciedla wyznaczona przez dane TAWS i FMS trajektoria lotu. Przez cały czas samolot znajdował się na bezpiecznej wysokości i nigdy nie zszedł poniżej poziomu pasa lądowania. Gdy samolot zaczynał się już wznosić (właśnie ok. 69 m za miejscem, gdzie rośnie brzoza), na wysokości ok. 26 m doszło do dwu silnych wstrząsów. Urwało się skrzydło i rozpoczęła się katastrofa, której kluczowym momentem stała się utrata zasilania.

    żródło: Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski - Gazeta Polska 29.11.2011